Czas spokojny, to pozwolę sobie uzupełnić wątki o
zagrożeniach czyhających na grzybiarzy.
Psy:
Wyprowadzane na spacer, biegające luzem,
oczywiście bez kagańców. Najczęściej spotykane w
laskach wokół miast lub przy miejscowościach
wczasowych. Spotkałem już min. parę wielkich
rotweilerów. Nic się nie stało, ale stres zupełnie
niepotrzebny. Wiejskie burki więcej szczekają niż
robią krzywdy, ale lepiej mieć się na baczności.
Rada – Dobrze mieć ze sobą kostur. Oprócz obrony
świetnie sprawdza się przy pokonywaniu
pofałdowanego terenu, strumieni oraz podmokłych miejsc.
Myśliwi:
Zagrożenie hipotetyczne, ale przecież szlajamy się
wszyscy o dziwnych porach roku po najróżniejszych
krzakach i laskach. Nerwowy myśliwy może uznać
nas za cel.
Rada – Zmieniłem kurtkę o kolorystyce ekologicznej
na wyjątkowo jaskrawą, aby być widocznym z daleka.
Kłusownicy:
Zagrożenie hipotetyczne. Na szczęście nie
znalazłem nigdy wnyków, ale kłusownictwo jest w
Polsce popularne. Możemy wdepnąć w sidła na sarny
lub co gorsza w paści na dzika penetrując co
ciekawsze miejsca.
Rada – Zabieram ze sobą komórkę, aby w razie
czego móc wezwać pomoc – dotyczy to także
prozaicznych zdarzeń losowych typu skręcenie lub
złamanie nogi.
Proszę o komentarze.
#142
od 04-2003
Poruszyłeś ciekawy wątek.
Jakie są wasze rady (najlepiej sprawdzone w akcji) na agresywne psy?
Agresywne to nie tyle takie co rzucają się do gradła (bo to może być już za późno na dobre rady) co obszekują, starają się złapać za nogawkę.
#282
od 12-2003
Moim sprawdzonym sposobem na szczekające psy to małe petardy,odpalane od draski zapałek.Po takim małym wybuchu szczekanie zamienia się w pisk i psina z skulonym ogonem (jak ma)daje w długą.Ale to nie działa na wszystkie psy,są takie co nie boją się huku.Tu już jest większy problem...
#148
od 04-2003
A jak reagują te drugie psy (co nie boją się huku) - rzucają się wtedy do gardła? :)
#283
od 12-2003
Czemu odrazu do gardła?Chyba, że jest to pies tresowany i jest z nim właściciel a pies reaguje na jego komendę.Moj pies owczarek rzucał sie na napastnika na klatkę piersiową i go przewracał.Kiedyś skończyło się to dla niego fatalnie ,bo dostał czymś tępym w głowę ,na szczęście po interwencji weterynarza przeżył.
A jak się bronić?Myślę ,że wszystko zależy od sytuacji,miejsca,rasy psa i jego wielkości.Czasami wystarczy kopniak i skończy się na podartej nogawce,czasami kończy się obrazeniami.Kilka razy użyłem gazu do odstraszenia a raz paralizator ,tak sie złozyło że miałem pod ręką.Ale najgorsze to po pogryzieniu to jest oczekiwanie na wyniki testów na wściekliznę.To tak jak po ukąszeniu kleszcza...
Mirki stosuje stary sposób listonoszy i inkasentów.
#149
od 04-2003
Tzn. gaz, paralizator, kopniak czy petarda?
Jaki jest stary sposób listonoszy i inkasentów?
#652
od 04-2004
Każdy skuteczny sposób. Nie raz widziałem sytuacje nawet bardzo komiczne. Kiedyś piesek nie chciał krzywdy listonosza, tylko chciał mu "zarekwirować" cała torbę z pocztą. Targali się, walcząc właśnie o tą torbę. Listonosz pewnie chronił tajemnicę korespondencji.
Osobiście mam znajomego, który był inkasentem w zakładzie energetycznym W-wa teren. Miał cały arsenał różnych, różności. Nawet mielony pieprz. Ale specjalnie nie miał kłopotów, bo w domu miał dwie suczki. Pewnie dlatego pieski były spokojne. Nie wiem tylko jak inne suki reagowały na niego?
Moja pierwsza (ale nietypowa) rada to mieć suczkę :-)
Moje 90% wyjść do lasu odbywa się właśnie w jej towarzystwie. Mam ją 3,5 roku i praktycznie przez ten czas nie miałem żadnego problemu z dużym psem, powiem nawet, że moja Daisy tym bardziej się wdzięczy i zaprzyjaźnia im większy jest napotkany pies, wie pewnie jakich wybierać sobie kolegów :-)
Suczek miałem parę, jednak dopiero ta jest na tak dużą skalę akceptowana przez inne psy, ogólnie jednak mogę przyjąć (wg własnych doświadczeń), że obecność którejś z suczek raczej mi nigdy nie zaszkodziła.
Nigdy nie zauważyłem, aby fakt przesiąknięcia zapachem mojej suczki powodował agresję innych suk - nieufność tak, ale agresji nie.
Moja suczka w stosunku do innych suczek - z tym bywa bardzo różnie. Powiedzmy, że w 50% to tolerancja, w 40% to zachowanie odpowiedniego dystansu bez bliższego kontaktu, 10% to mniejsza lub wieksza agresja.
Gorzej bywało dawniej, gdy na wyprawy w teren wybierałem się z psem (też miałem ich kilka), bywałem ugryziony (nie pogryziony) przez przypadek podczas rozdzielania walczacych zwierząt (ugryzienie było dokonywane zarówno przez mojego psa jak i tego drugiego) - psy w ferworze walki nie bardzo zwracały uwagę na to co gryzą - moja ręka, noga, but czy kawał kija nie stanowiło im różnicy.
Co robię gdy nie mam z sobą zbawiennej suczki ?
Wierzę w to, iż złowrogo nastawiony pies wyczuwa strach w stojącym naprzeciw niego człowieku. Staram się więc (nawet podświadomie) nie dopuść do okazania tego strachu. Jeżeli jednak ten strach mimowolnie pojawi się gdzieś tam w środku, robię wszystko aby moje zachowanie wręcz temu przeczyło. Kawał kija (drąga) w ręku, głośny i stanowczy krzyk w stronę napastnika, coś w rodzaju determinacji, wręcz agresji w moich oczach i moim zachowaniu. Dobrze jest mieć coś za plecami - najczęściej drzewo.
Z innych spostrzeżeń:
- psy typowo łańcuchowe (spuszczane np. przez gospodarza z łańcucha na noc) poza terenem swojego rewiru (gospodarstwa) należą raczej do typowych tchórzy
- pies z natury agresywny, mający w swojej świadomości jakąś tam obecność swojego nadchodzącego pana bywa bardziej agresywny od psa, który jest na "ucieczce"
- stanowczo omijać skupiska typu suczka z cieczką i stado "zaślepionych żądzą miłości" adoratorów. Kiedyś chciałem ratować swojego, niedużego kawalera z takiej watahy jego pobratymców - mnie uratowało pobliskie mikre i wiotkie drzewko, mój pies przypłacił to oczywiście naderwanym uchem i innymi pomniejszymi ranami
- dwa (lub więcej) wałęsających się psów są stanowczo bezczelniejsze i agresywniejsze, niż osobnik pojedyńczy - zwłaszcza jak takim psom chce się świadomie wejść w drogę, w czymś im przeszkodzić - czego być może kiedyś o mało nie przypłaciłem porządnym pogryzienie, jeśli nie gorzej !!!
Są to moje doświadczenia i spostrzeżenia, być może nie do końca zgodne z fachową wiedzą kynologiczną, jednak oparte na zarówno posiadaniu psów jak i na wieloletnich kontaktach z tymi obcymi, zarówno w lesie, w polu, wiejskim gospodarstwie jak i wśród osiedlowych kundli i rasowców biegających samopas.
(wiadomość edytowana przez Bogdan 22.Stycznia.2005)
psami chodzacymi po lesie powinni sie wreszcie zainteresowac mysliwi,bo bezpieczenstwo ludzi to sprawa poboczna(rzadkie ataki na ludzi),wataha psow niszczy sarny,jelenie, i inne lesne stowrzenia.Na takie psy powinien byc caloroczny odstrzal,tylko ze u nas w panstwo jest chore,zajmuje sie wilkami ktore sa naturalnym gatunkiem w lesie,i w porownaniu do zdziczalych psow czyni o wiele mniejszcze szkody
#653
od 04-2004
Są już ustawowe przepisy zezwalające na odstrzał wałęsających się psów i kotów na odszarach leśnych.
Tylko, czy bezpańskość psa, czy kota jest jego winą?
To jest też zwierze, które chce przyżyć, więc szuka możliwości zdobycia pożywienia. Za wszystko odpowiadają jednak ludzie swoją bezmyślnością.
#33
od 11-2004
To prawda niestety. Sama mam psa z odzysku. Z malutkiej kuleczki wyrosla wielka psina, no i psine wyrzucono. A ja mam ja juz 3 lata. A tu gdzie teraz mieszkam ( Niemcy) jeszcze nie spotkalam bezpanskiego psa. A co do spotkan z psami w lesie, to mialam takowe wiele lat temu i tylko dzieki mojemu psu ( wczesniej posiadanemu) wyszlam z tego calo. On mnie obronil, odciagajac 2 zdziczale psy.
Bogdan - od dawna jestem za odłapywaniem, czy wręcz odstrzałem pętających się psów, a Twoja wypowiedź utwierdza mnie w słuszności przekonania.
Marek - masz rację, zwierzęta są niewinne ale taki odstrzał może być jedyną metodą która zmusi ludzi do pilnowania zwierząt. Ewentualnie obowiązek "zaczipowania", ale to daje pole do kombinacji, większość psów nie będzie w ogóle widniała w rejestrze, i mam szczere obawy że człowiek zamierzający porzucić psa w jakiś bolesny sposób wydostanie ten kawałek elektroniki. Napisałem człowiek? Wybaczcie, chodzi o rodzaj zwierząt łudząco do ludzi podobnych.
Bardzo ciekawy temat. Nie wypowiem się na temat wałęsajacych się piesków ( mimo poważnego już wieku nie spotkałem takich w lasach ). Co do zabierania piesków do lasu - jestem odmiennego zdania i pieska do lasu nie biorę ( kleszcze - przeszkoda nr1 - nie pomogą żadne zabezpieczenia ).
Bardzo mi się podoba uwaga na temat komurki. Sam od czasu jej posiadania zabieram ze sobą, ale raczej w celu powiadomienia, o której bedę w domu.
Telefon komurkowy w celu powiadomienia o kłopotliwej sytuacji gdzieś w środku lasu, jakoś mnie nie przekonuje ( jak mam podać swoje położenie? ). Na skraju lasu - owszem można to brać pod uwagę, ale tam raczej pułapek nie robi się na dziką zwierzynę. Zupełnie inną możliwość stwarza GPS. Tutaj coraz bardziej zaczyna mi się ( teoretycznie ) to urzadzenie podobać. Zaczynam się coraz bardziej zastanawiać, czy aby nie kupić sobie czegoś takiego. Muszę poszukać na tym forum, czy aby już ktoś nie otworzył takiego tematu.
#85
od października 2005
Ciekawy temat, bo sam uciekałem na drzewo uciekając przed trzema wilczurami. I to jeszcze pod wieczór. Niech coś z tym zrobią. A jeszcze jedno co do myśliwych. U nas ich pełno. Trochę strach chodzić.
#79
od kwietnia 2006
Mnie spotkał amstaff w lesie (właściciel jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie) i był tak milutki, że rzucił mi się łapkami na klatę. Na szczęście moje 80kilowe ciało nie przewróciło się (ku zakłopotaniu amstaffka). Próbę ponowił, a później gapił się na mnie. Jak chciałem odejść to robił się mało przyjemny (podbieganie ze szczekanie,-taka zabawa...). po jakchś 15 minutach znudził się i sobie poszedł, a ja jeszcze z 10 minut stałem nieznacznie przestraszony (nie, że cykor, jak trochę strach...).
nie pomogło posiadanie suczki (może był bezwęchny, a może pomogło, bo inaczej zagryza...)
komórka czasem odpada z braku zasięgu, a myśliwi...
strach pomyśleć...
Brrr..
pozdrawiam