"...Nie mam aparatu, nie umiem zdjęć robić...."
No nie mów jeszcze, że pierwszy raz w życiu robiłaś zdjęcia ;-)
Pogratulować, bo jak na początki to całkiem, całkiem czyli wręcz dobrze Ci te zdjęcia wyszły, a dwa ostatnie to już z takim artystycznym sznytem :-))
Fajowo miałyście! Szczególnie z tymi maślakami. Roboty "po grzybach" nie zazdroszczę. Pozdrawiam Izę i Ciebie oczywiście też.
Ps. Czy słowo "fajowo" jest jeszcze w powszechnym użyciu?Buźka!
Czahanka - zgadzam się, że najbardziej fajowo z tymi maślakami - uwielbiam maślaki.
Beata - WOW, ale fajny zbiór! A ostatnie foto, gdzie podgrzybek ukrywa się pod sosnowymi igiełkami - SUPER.
PS
fajowo jak najbardziej jest w użyciu :)
Maślaki dzisiaj- na ścieżce przed ogródkiem szt 1/jeden/
Ciągle pada, może jutro ich będzie więcej?Trąbek Tobie Pimpku, autentycznie zazdroszczę. Ja je uwielbiam suszone, Nadają się do wszystkiego, a szczególnie do pierogów, Kruszysz i gotować nie trzeba.
Macham znad morza.
#400
od marca 2010
Oj, właśnie, po dwunastogodzinnym dniu pracy spojrzałam na północ i co widzę? Czahanka macha do mnie znad morza!:-)))) Cześć! Cieszę się, że zajrzałaś. Mówię ci, Czahanka, miałyśmy fajowo, że hej! Po robocie raczyłyśmy się nalewką morelową. Tą samą, co ją próbowałaś.:-) Już Izce przekazałam pozdrowienia. Ona też Cię ściska. Jeśli pada, to na pewno urosną maślaki u ciebie. U nas popadało, jakby ksiądz kropidłem pomachał.
Przy maślakach to już nawet dość brzydkich słów używałam, ale teraz miło na słoiczki popatrzeć, a zimą będzie jeszcze milej je zjeść, ale nic nie przebije sosu maślakowego według przepisu moje babci, Weroniki. Zrobiłam go pierwszy raz po kilkuletniej przerwie i mówię wam, rewelacja!
Dzięki chłopaki, Bogdan i Pimpek, za uznanie dla moich nędznych prób fotograficznych. Zdjęcie to jeszcze jakoś zrobię, ale potem zmniejszam je w Paint i często wychodzi kaszanka.
no to dawaj teraz ten przepis na sos wg. babci Weroniki :)
#790
od marca 2008
Beatko,ja macham do was zza zachodniej granicy i trochę zazdroszczę , zwłaszcza tych maślaków. Ja baaaardzo lubię ściągać skórki z maślaków zwyczajnych i ziarnistych - no i ten smak... Mniam.
#401
od marca 2010
Alu, przepis jutro, jeśli się nie pogniewasz, bo dziś się narobiłam okrutnie, jutro na 8 do pracy a skończę też o 8, czyli 20.:-( Wtedy rzucę się do kompa i wszystko opiszę, bo, jak to z przepisami, diabeł tkwi w szczegółach.
Małgoś, jutro spojrzę ku zachodowi i pewnie dojrzę jak machasz. Dzięki:-) Ja też macham tak, że mało mi się ręka nie urwie, widzisz? ;-)
taaak, pogniewam się, właściwie, to już jestem pogniewana :D
Ala się pogniewała, przepisu maślakowego nie będzie, ot i się narobiło.
Ciężko pracujesz Beatko, 12 godzin to niesprawiedliwe. Ja 12 godzin wolne, a potem luzik.
#403
od marca 2010
Uff, robota na dziś skończona. Czahanka, nie martw się. Ja nie pracuję 12 godzin. Mam przerwy, ale niezbyt długie, tak godzinę lub dwie, więc odpocznę w tym czasie, bo co można z wolną godziną robić? Do lasu nie dojadę, bo za daleko ;-)))Przepis będzie:-) Nie jest to nic nadzwyczajnego w sensie przygotowania. Każdy pewnie taki robił, ale różnica tkwi w drobnych szczegółach. Maślaki, jak sama nazwa wskazuje :-) powinny być smażone na maśle, a Weronika masła do nich nie żałowała. Najpierw kroiła cebulę w kostkę i na rzeczonym maśle długo, nawet bardzo, ale za to na wolnym ogniu, coby się masło nie paliło, podsmażała ją na złoto (jak do zupy cebulowej). Nie sprawdzałam nigdy, ale myślę, że trwa to około pół godziny, może nawet nieco dłużej, na bardzo niedużym ogniu. Maślaki, umyte i pokrojone jak kto lubi (Weronika kroiła w cienkie plasterki), wrzucała na podsmażoną cebulę, dodając przy tym znów masła, bo cebula je wchłonęła. Jak tylko maślaki puszczały sok, zwiększała ogień po patelnią i mieszała grzyby aż odparowały, wcześniej soląc je lekko. Do odparowanych grzybów dodawała rosołu, a jak go nie było w domu, to wywaru z włoszczyzny, niedużo. Odstawiała z płyty, dodawała soli, jeśli było trzeba, pieprzu i garść natki siekanej. potem hartowała kilka łyżek gęstej, kwaśniej śmietany tym sosem, dodawała do sosu i ewentualnie doprawiała jeszcze.Babcia sama zbierała śmietanę z mleka "od chłopa". Ja używam do tego sosu śmietany 22%. Jak szaleć, to szaleć:-) Za to daję jej niezbyt dużo. Zawsze podawała ten sos z pęczakiem, ale ja wolę z kaszą gryczaną. Można by pomyśleć, że tłusty ten sos bardzo i pewnie niezdrowy. Ja dodam tylko, że babcia żyła 95 lat :-)
aleś mi smaku narobiła samym opisem, i to masło... (też lubię) :D
Samym zapachem w trakcie można się "najeść". Dzięki, Beatko! Przy najbliższych maślakach wypróbuję,:P
#404
od marca 2010
No to, Alu, zamiast na gołąbki, trzeba zrobić skok na maślaczki, wypróbować przepis, pomyśleć z sympatią o Weronice, jak ja, kiedy robię cokolwiek, czego mnie nauczyła, a niemało tego, i dzielić się na forum wrażeniami :-)))))
O, psia krew. Z tego wszystkiego byłabym zapomniała napisać, że ja teraz używam do tego i innych przepisów, masła klarowanego, które, jak niewątpliwie wiecie, dużo lepiej się smaży. No, dobrze, że mi doktor Alzheimer pozwolił to dopisać :-)))
Czahanka, już widzę te twoje 12 godzin wolnego. A od czego masz wnuki? Już tam pewnie ci czas zagospodarowują:-)))
ale sama robisz to masło czy kupujesz? bo wiesz, że to kupne to w większości nawet nie stało przy klarowanym?
no i taaak, wybieram się w ten weekend na prawdziwe grzybobranie, chociaż mnie jadalniaki nie lubią :D zawsze naznoszę do domu mnóstwo różności, a jadalniaków kilka, a ostatnio przez tą suszę, to i niejadalnych (znaczy tych fajniejszych) brak :(
strasznie bym chciała się wyżyć grzybowo tym razem, no zobaczymy :)
#409
od marca 2010
Czasem klaruję masło sama, ale najczęściej kupuję u Hindusa, czyli albo w Wa-wie, jak jestem u dziecka, albo w Necie, jak mi się skończy. Ale raz na kilka miesięcy sama robię, jak mnie najdzie. Życzę udanego maślakobrania. :-)))
no dzięki, teraz właśnie liczę na maślaki (przez Ciebie), coś czuję, że masz w zanadrzu jeszcze jakieś stare dobre polskie przepisy... ;)
aaa, no i jak masło od Hindusa, to może być dobre :)
#412
od marca 2010
No to jeszcze zdradź, dokąd to na te wielkie grzyby. Ja uwielbiam poznawać, nawet palcem na mapie, nowe miejsca zbiorów :-)
okolice Sierpca, fajne, duże lasy, dużo nowych dla mnie gatunków tam zobaczyłam, bo tutaj w okolicach mojej wsi to lipa straszna, można rzec, że prawie nic się nie dzieje
Właśnie wróciłam z ogrodu. Za siatką pod brzozą 5 rudych koźlaków na mnie czekało.Czyli grzybowy wypad do ogrodu!
Ja dziś znalazłam jednego rydza na trawniku PŁ .....
#413
od marca 2010
A ja nie wytrzymałam naporu zdjęć Pimpka i pojechałam na trąbki. Zebrałam w pół godziny pół koszyka i tylko deszcz mnie wygonił z lasu. Zmokłam jak cholera i przypłaciłam to bólem w okolicach lędźwi. Pierwszy raz coś takiego mam. Mówią mi, że to korzonki. A co to ja roślina, żeby mieć korzonki? Natrę się Bengayem i mam nadzieję, że mi przejdzie. Margo, i inni zainteresowani z okolic bliższych lub dalszych! Pieprznik trąbkowy, Cantharellus tubaeformis, w pełni wysypu. Kto zainteresowany, w przyszły piątek lub sobotę, zapraszam.
Czahanka, ty to masz fajnie z tą działką. :-))U mnie na ściółkowanym korą klombie wyrosły tylko Gąsówki nagie sztuk 2! Trąbki już w słoikach. Wyszło chyba z 17 malutkich. Na razie kładę w ocet, do śledzi, ale następne włoże w solankę, wg. przepisu Pimpka. Tylko garnka elektrycznego jeszcze nie mam:-(((. Może Mikołaj będzie pamiętał. I nie mam tu na myśli Ali Mikołaj;-)))
A po co elektryczny? W zwykłym też zapasteryzujesz. Taki elektryczny dobry jest do wyjazdu do miejsc grzybowych, poza domem. Ale nie ukrywam, że podoba mi się.
Trąbek autentycznie zazdroszczę.
(wypowiedź edytowana przez czahanka 18.października.2014)
byłam, nazbierałam... :)
mnóstwo młodziutkich malutkich podgrzybków (w kolejny weekend szykuje się mały wysyp, o ile pogoda dopisze), trochę gąsek i opieniek do słoiczków, trafiło się kilka sztuk poćca (jak ja go lubię)
uwaga na opieńki, nie będę się zagłębiać w taksonomię, ale te z grubymi trzonami i ciemnymi (brąz/ oliwka) łuskami wszystkie były ok, natomiast te z cieńszym trzonem, nawet malutkie, były tak robaczywe, że między trzonem a kapeluszem robaczki zabawiały się masowo, każdego grzybka trzeba dokładnie obejrzeć, nie ma co ciachać, nieco podobnie z podgrzybkami, nawet małe, po ucięciu trzonu niby ok, ale po przecięciu wzdłuż masa kanalików...
spora torba odpadu, ale i tak było fajnie, na pewno lepiej niż tutaj, w okolicach Warszawy, zero prawdziwków (ostatniego i jedynego widziałam rok temu), ja nie wiem gdzie ludzie te prawdziwki znajdują...
aaa no i pierwszy raz poznałam się z klejówką różową oraz trzęsakiem listkowatym, mnóstwo siedzunia sosnowego i sarniaka w iglakach, piękna pogoda, czego chcieć więcej? :)
#417
od marca 2010
No niczego, to prawda:-) Ja też robaczywe opieńki znalazłam w piątek. Wyjątkowo ten rok urodzajny na robale. Dawno tak nie było. Wszystko przez to ciepło. No, dziś to już ciepło nie było, w każdym razie u mnie. Klejówki różowej nie znalazłam w życiu, ale trzęsaka tak. Sarniaków sporo wszędzie, to prawda. I szmaciaki obrodziły latoś :-)))
nooo, na bogato było!
hehe, a ja w tym roku nawet gołąbków nazbierałam tyle co kot napłakał, i jak co roku, mówię byle do przyszłego ;)