Nie wytrzymałem - pojechałem dzisiaj do lasu. Wczoraj dzwoniłem do Jolki, niestety miała już kalendarzyku kogoś innego :-( Musiałem zatem pojechać sam.
Na poczatek wchodzę na grzyby nieznane - w kolorze białawym. Myślę, że dla Was są jadalne, ja niestety nie znam.
Idę dalej w las. Mokro okrutnie, na liściach stoi woda po deszczu. Nie ma pająków i pajęczyn, które jesienia czepiały sie twarzy. Podszycie leśne tez jakby zaniżone. Wydaje się, ze grzyby powinno widać z daleka.
Znowu mam jakies białasy. Te głęboko zakryte w runie, praktycznie widoczne jak się nad nimi stanie.
Wchodzę wreszcie w las, gdzie jesienia nie wychodziło się bez pełnego wiadra podgrzybków i borowików.
Od razu widać stojaka - stary podgrzybek.
Ku mojemu zdziwieniu rosnie w patykach coś podobnego do tych boczniaków, które pokazywaliscie tutaj wyżej. Fotka z góry pokazujaca popielato niebieskawy odcień kapelusza, niestety nie udała mi się. Pokazuje zatem spód, no i nie mogę go zjeść, bo takie fotki to trochę za mało. :-(
Wchodzę w głab i się zaczyna - pojedyncze małe podgrzybki.
Gołąbki, gąski czy diabeł wie co - sory - Wy wiecie, jesteście przecież specjaliści. Bez takiej osoby jak Jolka to ja takiego czegoś do wiaderka nie zabieram.
Nachodziłem się a nachodziłem. Wiedziałem - to było moje pożegnanie sezonu. Co niektóry stary podgrzybek, którego mozna jeszcze było podnieść i nie był podziurkowany przez robaki, lądował do wiaderka. Pierwszy raz w życiu po ataku zimy byłem w lesie. Podgrzybki dostały czerwonawy nalot na spodzie, chyba od wysypujących się zarodników. Czy takie juz podczerwienione podgrzybki sa jadalne, przekonam się już sam na własnej skórze. Czerwony nalot widoczny jest na grzybach w wiaderku.
Mam nadzieję, że jutro będę mógł przeczytać wszystko co tu napiszecie. Zupa grzybowa już się prawie zrobiła. Zaraz po wysłaniu tego fotorepotrarzu, zjadam ją i tyle :-)