2006.09.05 23:24
Trauma
Natknąłem się dzisiaj na watahę dzików i ni cholery nie wiedziałem co tak naprawde mnie wybawi (otoczyły mnie łobuzy ;) brzechwa=>migawki z programów przyrodniczych z dzieciństwa=>melodyjka z komórki 'kaczuchy', i tak zlany zimnym potem rozkminiałem aż te chrumknęły i pobiegły :) co jeszcze mozna?? bo ja się zamierzam w to miejsce jeszcze wybrac a dziki jak przeczytałem nie zmieniają miejsc bytowania...
#15
od lipca 2006
Hmm, co Ci można poradzić. Może to, żebyś przy uciekaniu uważał aby się nie poślizgnąć. Bo wiesz, ze strachu może małe conieco przez nogawkę ze spodni wylecieć:)
I uszy do góry, one też się boją:))
#296
od sierpnia 2005
Ty to masz szczęście, to ja 'poluję' na dziki w naturze, a one mi uciekają. Ty nie chcesz i cię okrążyły. Moim zdnaiem jeśli nie będziesz robił jakichś 'podejrzanych' ruchów, to nic ci nie zrobią :)
Następnym razem zabierz aparat i zrób im fotki, ja lubię oglądać dziki, więc miałąbym na co popatrzeć ;)
#16
od lipca 2006
Ale mimo wszystko chyba byłoby lepiej jakbyś robił zdjęcia dzików "z góry" to znaczy z jakiegoś drzewa.Ja osobiscie tam bym wolał być niż z dzikami w parterze "dziubek w dziubek" :)
A u mnie jak....żołędzie. Usiłują "skosztować" :)))
#445
od kwietnia 2006
Dla mnie łagodne są te zwierzaki, co dadzą się przytulić:-) traktowanie jak powietrze już jest dla mnie podejrzane:-) nie spotkałem jeszcze żadnego, ale nie wiem, czy bym chciał..., chyba że samotnika i niedużego (takiego dziczka, niekoniecznie dzikiego:-)
#19
od lipca 2006
Samotnika? No, chyba, że rzeczywiście niezbyt dzikiego:)
Kilka lat temu, chodząc sobie po niezbyt w sumie dużym lesie ale trochę gęstym, usłyszałem trzask łamamych gałęzi. pomyslałem sobie: ot, pewnie taki sam grzybiarz jak ja. Nie, to nie był grzybiarz. Z zarośli, około 10 metrów ode mnie wyszedł sobie dzik. Samotnik, był olbrzymi. Dokładnie widziałem jego poorane szramami po jakiś walkach i oblane żywicą cielsko. Stanąłem jak wmurowany. Gdybym nawet chciał to nie byłbym w stanie wykonać żadnego ruchu. Po prostu paraliż! Odyniec też był zaskoczony, też stanął. I patrzył. Patrzył wprost na mnie. Pamietam, że odwrócił głowę bokiem jakby się zastanawiał co dalej robić. Następnie znów patrzył wprost na mnie jak poprzednio. Nie wiem jak długo to trwało. Dla mnie całe wieki. W końcu powoli, bardzo powoli skręcił w bok i poszedł w zarośla. Do jakiegokolwiek ruchu byłem zdolny dopiero jak ucichł trzask łamanych gałęzi.
I dopiero wówczas nastąpiła reakcja organizmu.
Nie będę pisał jaka bo to nieistotne:)))
Ale jeszcze po latach budzi mnie nieraz w nocy koszmar tamtego spotkania.
Marku, locha z małymi zaatakuje prawie zawsze, szczególnie jak któreś z młodych zapiszczy, samotny odyniec ma swoje humory ale i w tym wypadku jeśli zaatakuje nie masz szans.
Mnie się wówczas upiekło ale pozostała nadwrażliwość na jakiekolwiek leśne odgłosy.