#130
od marca 2008
Ja zawsze wkładałam razem z bulwą, ale jak ktoś uciął powyżej to w ciepłym pomieszczeniu też się "rozkwitła"!!!
Się na razie nie za bardzo rozwija. Czy ktoś wie dlaczego raz się rozwijają a raz nie?
Ja wsadzam z bulwą do słoiczka :) Wody trochę na dnie a kania się rozwija :)
Ja bez bulwy i też się rozwija. Wody nie na dnie tylko całkiem sporo. Tak z pół kubka
Ja tam nigdy nie leję pół kubka :) Jak tyle nalałem,to kania zgniła i nie rozwinęła się :(
#703
od marca 2006
Nigdy nie biorę bulwy, najczęściej tylko ok. 15 cm trzon zostaje lub jak mi się ułamie.
Często wkładam je też do wazonu lub innego naczynia, tak żeby się nie przewróciło - w zależności od długości trzonu.
Wlewam wody do pełna.
ZAWSZE mi się rozwinęły, ale je obserwuję, po kilku, góóóóra kilkunastu godzinach są gotowe na patelnię. Nie można ich trzymać tam zbyt długo, one nie mają UROSNĄĆ, maja się tylko rozwinąć, aby łatwiej kotlety upitrasić - z płaskich, a nie z zamkniętej główki! :-)
Co kania to obyczaj. Niektóre rozwijały mi się z zamkniętej pałki, a niektóre, już otwarte, prawie wcale. Jende mi "wypijały" pół szklanki, a drugie dusiły się przy małej ilości wody. Fakt, że te rozwinięte rosły przed sezonem grzewczym. Może to jaka przyczyna?
#3095
od października 2005
Pierwszy raz widziałem w Ocyplu w pokoju Ani i Malgi, kanie w pojemniczku z wodą, które miały się rozwinąć. Nie wiedziałem o takich sposobach. Tylko, czy to jest sposób? Oczywiście, że sie rozwiną, ale wg moich obserwacji, kania taka staje się jakaś taka stara. Może nie dosłownie, ale brak jej tej jędrności i soczystości. Przeciez te główki można przeciąć z góry na dół, robiąc dwie te same połówki. Takie łatwiej panierwać i spokojnie można upiec.
Nigdy nie zbierałem małych główek kani. Był raz wyjatek, kiedy trafiłem na ogromny ich wysyp i wtedy je zabrałem, ale do słoiczka jako marymowane. Te pojedyncze zostawiałem, uważając, że to nie miał być mój grzyb :-)
Z moich obserwacji wynika, że kania po 48 godzinach moczenia trzonu w wodzie, owszem, rozwija się, ale staje się podejrzana (na pewno dla mnie, czyli raczej tchórza) z powodu czernienia blaszek.
Może było trzeba zmieniać wodę?
Może taka kania jest lepsza od tej "prosto z lasu"?
Nie wiem.
P.S. Moje tchórzostwo wynika z dyskusji, jaką odbyłem kiedyś w szpitalu z ex-grzybiarzem, pacjentem zresztą chorym na kamicę nerkową, który - wg własnych zeznań - ledwo wywinął się wcześniej spod szponów śmierci z powodu najedzenia się jakichś "polnych pieczarek" z lasu.
Zarzekał się, że już nigdy na żadne grzyby się nie uda ani ich nie zje.
Taka postawa była i jest dla mnie nie do przyjęcia, ale przecież zrobiła na mnie wrażenie.
#5307
od kwietnia 2004
Jakie 48 godzin?
Po południu do wody, a rano smażonko. :-)
:) "48 godzin" brzmi nieprzyjemnie, zgadzam się.
Ale mnie chodzi tutaj o coś innego.
Kiedy znajdę z 50 kań, to zjem z 15 (rodzina drugie tyle), resztę rozdam.
Natomiast jeśli więcej znalazłem, np. 70, to sobie "rozkosz" starałem był rozplanować na kilka dni, m.in. maczając kanie w mleku czy w wodzie.
Ale po 48 godzinach ich wygląd odstręczał mnie od konsumpcji.
Czy to nie dramat?
Poniekąd.
Efekt?
Wyobraź sobie grzybiarza, który zostawia kanie na łup innym, bo już ma dosyć w koszykach:).
To ja.;).
Możesz jeszcze ususzyć. Bardzo smakują takowe w jakimkolwiek gulaszu.
Tak czynię.
Polecam też gołąbki z kaniami.
Można ususzyć, a potem namoczyć krótko w mleku czy wodzie i panierować lub smażyć w cieście.
#5481
od kwietnia 2004
Rayn, to jest koszmar, ale i na to jest rada. Flaki z kań są po prostu boskie. Nie zmarnujesz kań, a masz niebo w gębie.
Panierowane, smażone, w zalewie octowej. Przepycha, na dodatek można je tak trzymać długo, długo
#3484
od października 2005
Ryby, grzyby - ich nazwy - piszemy małą literą. Np : karaś, okoń, szczupak, opieńka miodowa, borowik sosnowy, ... czubajka kania. :-)
Dobrze Rysiu już poprawiłem :-)