11-09-2004, po 16-stej poszedłem na pole rolnika, które porosło samosiejkami brzozy. Straszliwie sucho (ziemia=skała!) a mimo to miłe zaskoczenie. Miejscowi chodzą tu z wielkimi drucianymi koszami jak na ziemniaki na wykopkach. Całymi rodzinami przychodzą PO grzyby a nie NA grzyby.
.......żona powiedziała, że w tym roku już nie chce grzybów :(
12-09-2004, spotkanie Wrocławskiego.... Pimpek + Marek Halama_& + Indigo + Nasz_Admin
Rano uzbierane na wspólnej wędrówce grzybki porozdawałem, bo co bym z nimi robił? Po zakończeniu wspólnej wędrówki, ja i Indigo poszliśmy na grzybki :)
Borowce dęte leżały sobie na kupce zerwane przez kogoś i chyba uznane za niejadalne. No to je zabrałem, skoro nie ja je zerwałem. Chyba mi wierzycie, prawda? Żonę jakoś udobruchałem i pozwoliła mi grzybki wnieść do domu, ale i tak się dziwiła, że tak mało :) Od ok. 10-tej padało więc z Indigo przemokliśmy na maxa (dzięki za pożyczoną polarkę). Ale super, że padało!! Będą grzybki!!
13-09-2004 po pracy (18-sta) pojechaliśmy do teściów, z zamiarem, że rano pójdę na pole w brzozy PO grzyby, które urosły po deszczu. Ale skoro do ściemnienia była jeszcze godzina, zabrałem koszyk i szwagierkę wysoko w góry, zobaczyć czy coś rośnie.
Niestety, przydałoby się po trzy kosze dla każdego a nie jeden! Zbieraliśmy już prawie tylko same kapelusze. Dobrze, że był swetr. W sumie wyszedł ten kosz i trzy ogromne metalowe miski-balie. Ale te swetry są pojemne :)
Jak widać, do auta szliśmy już w nocy, czyli taki przemiał był w 1,5 godziny! Obróbkę z grubsza zakończyłem w 6.30 rano więc dzisiaj na grzybach już nie byłem :)
Acha! Zdrowotność ogonków ok. 70%, kapeluszy ok 95%. Fajowo, co? A ostatnie twie noce są mokre i wręcz gorące, więc wysyp jest wszędzie na około nieziemski. Tylko, że nie mam co już z grzybami robić a i znajomi / rodzina / sąsiedzi też już dostali full. Ale jazda :)