Jak pisałem, czułem przez skórę , że coś wisi w powietrzu (myślałem, że upomni nas Admin za „wiecejkropka” i każe spadać na stronę polonistów-ortografistów), a tu rozwija się praktycznie nowy, zresztą niezwykle ciekawy temat.
W tym forum uczestniczę od niedawna.
Można tak, że jeden „bąknie”: -Trafiłem na fantastyczny wysyp grzybów w Żoładkowie Górnym w północno-zachodniej Polsce.
Drugi odpowie: -Ja na jeszcze większy w Jelitkowie Dolnym w południowo-wschodniej części kraju.
Trzeci czyli ja pomyśli ale już ale raczej nie napisze – Do diabła u mnie nie ma żadnego wysypu ale nie będę gnał kilkaset kilometrów aby to sprawdzić lub „nachapać” się grzybów.
Dwa posty i ... po temacie.
Nie mówię, że te informacje są niepotrzebne – jak najbardziej są bo skorzysta z nich wielu grzybiarzy z danej okolicy lub spędzajacych tam np. urlop
Na tym forum wystarczy aby ktoś „podrzucił” jakąś fotkę lub poruszył jakiś nawet banalny temacik – często przeradza się to w temat rzekę, tematy zaczynają się łączyć i przeplatać – aż się Marek „wkurza” mając oczywiście na sercu dobro forumowiczów (nooo... odwiedzalność strony też), natomiast ci najbardziej zaangażowani forumowicze nie zwracają uwagi czy strona otwiera się parę sekund czy też parę minut.
To, że zaczyna mnie „swędzieć po mózgu” - oby tak było jak najczęściej.
Można by i tak napisać „Jest aktywność mikrobiologiczna są grzyby i na odwrót” – co z tego wynika, chyba nic. Pewnie bym wolał już w ogóle nie słyszeć o tej aktywności, która mi „bruździ” w zbieraniu grzybów.
W sumie to tak jak bym dziecku tłumaczył, że jak tata chodzi w nocy do mamy to dzidziuś będzie, a jak nie chodzi to dzidziusia „niet”.
Na całe szczęście dzieci nie dają się zbyć takim wyjaśnieniom, bo są w wieku kiedy „mózg ich swędzi” niezwykle często i uporczywie, i trzeba im sensownie (tak aby zrozumiały, a zarazem nauczyły się nowego) wytłumaczyć, że tata z mamą nie lepią tego dzidziusia z plasteliny, nie wypatrują nocną porą przez teleskop lecącego bociana czy też nie przetrząsają z latarkami rosnącego nieopodal pola kapusty. :-)))
Nie chodzi o „zaszpanowanie”
- do tego wystarczy encyklopedia, parę mądrych haseł wykutych na pamięć – będzie łatwiej, taniej, szybciej – po prostu „szpanersko”.
„... żeden, ems, eitel...“ w ogóle mnie nie rusza i dlatego nie uczestniczę w forum geograficznym lub archeologicznym, natomiast „... małżoraczki Indiana i trylobity Philipsia..” już mnie mogą ruszyć bo byłem na przykład w kamieniołomach gdzieś w okolicach Kazimierza Dolnego – znalazłem coś w wapieniu (czy to raczej opoce). Wtedy chciałbym wiedzieć co to jest (tym bardziej jeżeli kamolec jest duży i stoi na honorowym miejscu na komódce – a jak będzie można „poszpanować” jak znajomi odwiedzą i przez swoją nieostrożność zapytają – oczywiście żart), lub np. chciałbym wiedzieć jak się mają współczesne małżoraczki do tych z wykopalisk.
To chyba coś jak z imprezą (alkoholową czy nie to bez różnicy), najczęściej rozmawia się o polityce, szybkich kobietach i pięknych koniach czyli o „dupie Marynie” >>SORRY<< , każdy coś na ten temat wie, każdy coś powie – impreza udana. Niech się jednak znajdzie choćby dwóch fanatyków jakiegoś tematu – impreza dla nich przestaje istnieć, towarzystwo się boczy – impreza nie udana. Wniosek chodzić na właściwe imprezy.
Też lubię zbierać i jeść grzyby, chodzić po jesiennym czy zimowym lesie (nawet przy 30 stopniowym mrozie lub jeszcze większym upale z zalaną potem i oblepioną pajęczynami twarzą).
Naukowo ???
Gdy jestem z teściem na grzybach, on „napiera” w koszyk aż miło, ja znajdę coś czego nie znam to wygrzebuję toto z ziemi, opisuję, pieczołowicie pakuję w woreczek (w domu ciąg dalszy, dużo dłuższy), w efekcie u mnie „prawdziwych” grzybów ledwo na dnie, u teścia nie mieszczą się w koszyku, teścio patrzy na mnie z politowaniem i puka się w czoło. Chyba mnie jednak troszkę rozumie bo zawsze się dzieli ze mną swoimi grzybami, co więcej jak znajdzie coś ciekawego to mnie woła, a sam dalej idzie „napierać”
Gdzie tu mowa o naukowości – dla mnie (i nie tylko dla mnie), to chęć poznania czegoś nowego w temacie który mnie interesuje.
Pewnie gdybym naukowo (zawodowo) musiał zbierać grzyby a nie lubił tego robić - byłoby to z pewnością nudne (staram się robić to co lubię – lub polubić to co robię), każde zajęcie w które się włoży odrobinę serca nabiera zupełnie innego sensu i wymiaru (nawet czyszczenie szamba :-( ,:-) ).
Inokulacja a paranoja.
W mądrych książkach piszą, że gdyby nie grzyby (czy raczej ich grzybnia) to lasy wyglądałyby o wiele, wiele mizerniej – mam nadzieję że nie jest to zmowa kilku mikologów i nas nie „bujają”.
Po drugie, chęć sprawdzenia czegoś, zrobienia jakiegoś doświadczenia leży w naturze człowieka i nawet na poziomie amatorskim potrafi być zajęciem frapującym.
Gdybym nawet miał wziąć strzykawkę z końską igłą, „zafasować” ją brutalnie w korzeń młodziutkiej i delikatnej jak kruszyna brzózki aż by jej soki zawrzały, a liście z bólu zaczęły gwałtownie łopotać, pewnie bym tak zrobił pomimo że rośliny też czują – stwierdzone naukowo (proszę nie podciągać pod temat np. testowania kosmetyków na biednych zwierzątkach).
Swoją drogą jak nikt nie widzi to gadam ze swoimi roślinkami w doniczkach, pieszczę je – oczywiście ze swoimi ulubieńcami robię to dużo częściej i te lepiej rosną – a może mi się tak wydaje.
Noooo !!! Ale się rozpisałem, „przegięcie pały”.
No i po co ? Bo lubię !
Kto nie chce, nie musi czytać, a kto chce proszę bardzo.
Nawet jak Pimpek napisze mi, że z tym się zgadzam, z tym nie, ale z tym pieszczeniem roślinek to lekka śruba i żebym sobie załatwił miejsce w „wariatkowie”, to ja odpowiem „Pimpek załatw mi miejsce w jakimś szpitalu w Kotlinie Kłodzkiej bo tam więcej grzybów”. I poproszę go jeszcze aby przez jakieś koneksje sprawił żeby nie był to oddział zamknięty, mogę być „upolowany” nawet na „krowskim łańcuchu” byle bym sięgał pierwszego rzędu drzew w lesie. :-)))