Zacznę od jeżyny. Gdy zobaczę pięknego grzyba, lub w ogóle grzyby, prę do przodu, jak czołg. Oczywiście natychmiast łapie mnie jakieś upiorne jeżynisko i kaleczy niemiłosiernie. Jeszcze gorzej jest, gdy nie można się z tego stodiabelstwa wyplątać, bo złapało człowieka z czterech stron w czterystu miejscach. Aż mnie boli, gdy sobie przypomnę...
Drugie są drzewka szpilkowe, gdy polujemy na maślaki. Takie na przykład sosenki, skądinąd piękne i pożyteczne, ale nie na grzybach. Ich szpileczki na odsłoniętych częściach ciała to horror. A odsłonić trzeba, gdy w lasku sauna i plus czterdzieści Celsjusza.
Albo suche igiełki modrzewia, za koszulą na spoconych plecach. Poezja. Może kiedyś napiszę na ten temat jakiś dłuższy utworek wierszem...
A dostaliście w głowę żołędzikiem? Ja dostałam. Może dlatego tak mi odbija? :-?
Jeżyna kojarzy mi się z opieńkami. Po prostu prawie zawsze występują u mnie razem. No i oczywiście z dzikimi, leśnymi osami ziemnymi. Brrr.... Nie wspomnę o ostrych kolcach i słodkich owocach. Wychodzi na lekki minus - odrobinę więcej wad niż zalet :)
Ciąg dalszy: (zaraz mnie Admin przeniesie karnie na rośliny):). Zimą przy drzewach, gdzie zbieram zimówki aksamitnotrzonowe, rosną takie miniaturowe, centymetrowe pokrzywy. Ledwo to widać, ale jak się włoży w toto rękę - pali przez tydzień. Skondensowana pokrzywka.
Wyłączam się, bo mi mąż zaraz korki wykręci. Pa! Jola
Ja fukam na jeżyny, ale głównie na pokrzywy, osty i CHMIEL, a i przytulia czepna - cała jestem w kuleczkach i zielsku jak wyłażę z moich zadrzewień. No podrapana i pokłuta i opajęczyniona. Dlatego jak teraz czas jakiś byłam w sosnowych, przejrzystych lasach to NIC mi nie przeszkadzało. Nawet pająki. No bajka po prostu - tyle, że grzybów mało, ale jak się chodziło bezstresowo :-)))
A i zarośla głogowe i młode robinie dają ciekawe doznania :-))
Taka na przykład śliwa tarnina. Szczególnie sympatyczna w górach na podłożu ze zwietrzeliny.
A te śliczne kuleczki, które wczoraj mieliśmy z mężem w skarpetkach i innych częściach garderoby, po kaniozbieraniu, to się tak uroczo nazywa: przytulia. Słodkie...
A otulonych wokół skarpetek pędów nie miałaś??? Bo ona nie tylko kuleczkami się przytula, ale całą sobą, a że "włazi" na krzaki, to i jako szal czasem za mną powiewa :-))
"Gdy Kopciuszek łachmanów rozmarzonym zgrzebiem
W balu niedostępnego wdumał się przepychy,
Wróżka lecąca jutra niepewnym śródniebiem,
Nagle przed nim stanęła. Był wieczór dość cichy.
A ona w cudach pilna i w radości hyża
Utkała z pajęczyny, skradzionej spod płota,
Suknię, co prześwituje do oczu pobliża,
Oddalami w szkarłatach zanikłego złota..."
To nie ja. To mój kochany Leśmian. O przytulii, jako szalu też by pięknie napisał.
:-) A o bąblach od pokrzyw - tak ku pokrzepieniu przed wyprawą w osty i pająki :-))
Wszystko to prawda! Ale chyba najbardziej niebespieczną rośliną dla grzybiarzy (i nie tylko) jest "barszcz Sosnkowskiego". Występuje w "Bieszczadach" i w "Beskidzie niskim". Jego poparzenia mogą być II stopnia i trudno się goją. Zwykle wymagają hospitalizacji.
O pajęczynie - może polubisz:
"...Czują mrowisk ruchliwe pagóry,
Że to ja po nich stąpam, rwąc pajęczyn gazę,
Skrzącą się, jak sam poblask - znikąd i bez tła..."
Mrów też nie lubię :-( Łażą szybko i piecze jak użrą :-(
Ale "gaza pajęczyn skrząca się" szczególnie poranną rosą migocząca... takie perełki.... rozpływające się przy dotyku mokrą strużką... eh..ułudo życia :-))
Żeby się tylko nie przedzierać....
Rzeczywiście, Preskaler, ten barszcz jest ponad wszystko. Nie chciałabym go nigdy spotkać. Zaraz zajrzę na rośliny. Ta reszta to są słodkie pieszczoszki w porównaniu z tym świństwem.:-)
Ja uważam ,że te rośliny "nieprzyjażne grzybiarzom"są przyjazne często innym istotom.Uważam że to ich cały urok.Nie wyobrażam sobie lasu bez niektórych roślin i zwierząt,które często występują tylko w lesie.Druga sprawa to że najbardziej nieprzyjazną istotą w lesie jest niestety człowiek.Bez urazy-jak komuś przeszkadzają rośliny ,krzewy ,robaki i inne stworzenia to zapraszam do Parku Oliwskiego...na spacer.Niestety,często my ludzie zapominamy,że w lesie jesteśmy goścmi i powinniśmy dostosować się do jego warunków.
Pozdrawiam wszystkich PRAWDZIWYCH GRZYBIARZY.
PS.przypomniałem sobie pewne hasło ze szczenięcych lat:
LAS ŻYWI,UBIERA,LECZY-CHROŃ GO!!!
Lekcja Przyrody kl.III
2004.08.26 00:40
seti
kto tu jest z sieci netten :) ?
2004.08.26 00:52
seti
no wlasnie widze zauwazylem ze wchodzisz na ta strone i zalukalem
Mirki- to w założeniu był wątek do pożartowania sobie o "ciężkim losie grzybiarza w pokrzywach". Barszcz Sosnkowskiego trochę nadał powagi wątkowi, bo faktycznie spotkanie z nim tych, którzy nie wiedzą z czym mają do czynienia kończy się czasem bardzo boleśnie i nawet niebezpiecznie.
Ale jasne jest, że że nawet poparzona czy pokłuta tym i owym nie będę za herbicydowaniem lasów. Jakem ekolog :-)) Pająki też zaakcepuję :-))
Z barszczem, niestety, to było tak, że został sprowadzony z Azji i miał być rośliną pastewną, uprawianą rolniczo. okazało się jednak, że nie jest potrzebny (podobnie jak PGR-y) i w tej chwili jest uciekinierem hodowlanym. Tak więc to człowiek spowodował to nienaturalne jego rozprzestrzenienie się. Podobnie zresztą jak niecierpek, który uciekł z przydomowych ogródków i opanował wszelkie zakamarki (podmokłe tereny nadrzeczne) a jego wysokość wynosi nieraz ponad 3 m i grubość łodygi porównać można z męskim nadgarstkiem! No więc nie wiem czy lepiej te herbicydy czy takie zaśmiecanie rodzimej flory (i nie tylko).
Zaśmiecanie rodzimej flory. Co powiesz o obcych naszej florze roślinach uprawnych i ich towarzyszach? Takie ziemniaki, kukurydza, a z nimi żółtlica ? Nie ma "czystej, rodzimej" flory, bo rośliny nie znają granic. Zamiast herbicydów jestem za edukacją :-)
Tak jak nauczyliśmy się, że pokrzywy parzą, a czerwonych jagódek konwalli się nie je, tak nauczymy się omijać barszcz z daleka.
Odbywałem pod koniec lat siedemdziesiątych praktykę zawodową w Zakładzie Doświadczlnym Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa "KĘPA" w Puławach, barszcz Sosnkowskiego wchodził wtedy do uprawy i miał być przebojem w odżywianiu zwierząt, wyszło zupełnie inaczej. Leżący obok rezerwat "Łęg na kępie", został zarośnięty barszczem niesamowicie. Nie wiem jakim cudem (może tępili go pracownicy zakładu), ale na szczęście od wielu lat nie ma po nim śladu.
2004.08.27 17:45
Sebastian Pinczer
Rośliny to jeszcze nic. Ja dostałem szyszką w głowę od wiewiórki.
Kochani moi! Przecież to były żarty. Kocham las i nie oddałabym żadnej roślinki za żadne pieniądze. Czasem ma się człowiek ochotę pośmiać...To wszystko. Przepraszam jeżyny, pokrzywy, sosenki, modrzewie, przytulie, osy, pająki i całą tę leśną atmosferę. Inaczej nie łaziłabym tam ciągle... Proszę mi się rozchmurzyć i na Jolkę i Anię nie gniewać.:)