hi!
w sobote tj. 10 listopada odkryłem gniazdo boczniaka...
jako że nigdy nie jadłem tego grzyba w formie dzikorosnącej (tylko z maminej super amatorskiej uprawy) postanowiłem sprobować. Niestety tylko pare kapeluszy było "czystych", a resztę musialem już na pniu odrzucić, z uwagi na mrowie sympatycznych, skaczących, małych, różowo-fioletowych "robaczków".
Zebrane grzyby bez mycia i płukania wsadzilem do lodówki, w plastikowym pojemniku na żywność. Jak wsadzalem, na grzybach nie było gołym okiem widać intruzów.
w niedziele czyli jakieś 30 godzin po zbiorze ide do lodówki otwieram pojemniczek, a tam setki skaczących robaczków. Próbowałem zmyć wodą no i wizualnie wydawało się że się udało. Wrzuciłem grzyba do garka z gotującą się osoloną wodą. Okazało się, że po ugotowaniu, w garnku poza grzybem znowu pływało pełno ugotowanych żyjątek (sorry!). Odlałem wodę i jeszcze raz przepłukałem grzyba. chyba już wszystkich się pozbyłem.
W trakcie konsumpcji w zębach od czasu do czasu coś zgrzytnęło, ale generalnie grzyb pyszny.
Po zjedzeniu pojawiły się czarne myśli, że robaczki mogą być trujące. Postanowiłem więć sprawdzić co zjadłem. Zrobiłem zdjęcie i sięgnąłem do literatury. Tak wygladał jeden z nich:
jak się okazało to skoczogonek (Collembola) - brak wzmianek ze trujący :=X
pozdrawiam wszystkie nieugotowane skoczogonki