25-06-2004, piątek No więc wyruszamy szukać koźlarzy. Po drodze w zeimniakach robił jakiś człowiek, który powiedział, że w niedzielę (prawie w sumie tydzień temu) jakiś gościu w młodniku nazbierał pół kosza kozaków.
No więcej nie trzeba było mojemu Tacie mówić :) Stwierdził, że wie który to młodnik, ale pamięta jak on się sadził i NIGDY do niego nie zaglądał, bo mu się nie chciało.
No i weszliśmy tam.... Właściwie nie było co fotografować, bo wszystkie kozaczki babki rosły identycznie - o tak:
a po dwóch godzinach w młodniku efektem były dwa pełne kosze i wniebowzięty mój Tato :)
bez komentarza :) Podskoczyliśmy jeszcze zobaczyć do lasu, ale właściwie nie było po co. Ja dokosiłm sobie kurek, podrzybka złotawego, dwa maślaczki pieprzowe i chyba ze trzy gołąbki.
Rachu ciachu i wróciliśmy do Kłodzka. To była wielka przyjemność takie grzybobranie. Dużą przyjemność sprawiła mi rówież radość Taty. Ja mam auto i mogę codziennie przed, w trakcie czy po pacy pojechać na szybkie kilka grzybków - on tej możliwości nie ma. Więc po prostu - było super.