No i jakoś sobie poradziłem ze swoją zazdrością, przechodząc z uczucia w czyn ;)
Podjąłem niemałe ryzyko, jak bowiem widać na mapce grzyby wszędzie zamilkły.
Jednak cóż, zamiast patrzeć na Pimpkowe zdjęcia lepiej było coś zdziałać i samemu wyruszyć w magiczną kotlinkę.
Data wyprawy 02 wrzesień 2005.
Na miejscu okazało się, że nie jest tak źle...
[podgrzybki wyglądały urokliwie, szczególnie, gdy rosły na pniach czy górkach otoczone przepięknym mchem]
[Było sporo przepięknych bliźniaczków]
Można już zauważyć pierwsze oznaki kończącego się lata - pojawiły się bowiem opieńki.
Po godzinie wędrowania nasze kosze były już prawie w połowie zapełnione - czas na krótki odpoczynek, kawkę i śniadanko :)
Można powiedzieć, że grzybów było dużo (pewnie ponad 100 w ciągu godziny), ale nie był to wysyp narastający a raczej końcówka poprzedniego.
Niewiele było bowiem grzybów młodych, większość z nich była już ładnie podsuszona, a niektóre kapelusze wywijały się nawet ku górze.
Choć można było też spotkać i młodzianki.
O 10:30 byliśmy już z powrotem, bo nasze kosze były pełne.
Opłacało się też pójść drugi raz, tym bardziej, że zdarzały się przepiękne borowiki.
Zbiory zakończyliśmy po 15 z całkiem niezłym wynikiem. W sumie każdy z nas uzbierał dwa pełne kosze.
Leśna drużyna w składzie:
Renata, Sławek, Władek, Marian, Kuba