W wielu publikacjach i atlasach napotkałam informację, że mleczaj chrząstka jest jadany w niektórych regionach/krajach (nigdzie nie mówią, gdzie dokładnie) po maceracji (kilkakrotnym wygotowaniu, obsmażeniu itp.). Również p. Snowarski pisze o tym w swoim atlasie: "Niektóre gatunki jak np. mleczaj chrząstka i biel w niektórych regionach mimo palącego mleczka są marynowane lub inaczej przyrządzane i jedzone."
Mam duszę eksperymentatora, a w okolicach, gdzie "grzybobraniuję", rosną po prostu wspaniałe mleczaje chrząstki. Musiałam spróbować i zrobiłam to jakieś dwa tygodnie temu.
Moja dobra rada: NIE RÓBCIE TEGO W DOMU!!!
Świeże owocniki pachną bardzo ładnie, a mleczko wcale nie jest ostre, choć faktycznie trochę "drapiące". Nie wiem, czy akurat ta druga cecha (smak mleczka) zmienia się podczas obróbki, ale już podczas pierwszego obgotowywania owocniki mleczaja chrząstki kurczą się do 1/3 pierwotnego rozmiaru i zaczynają POTWORNIE śmierdzieć. Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że w imię nauki wygotuję je trzy razy, zmieniając wodę, bo może ten "zapach" w końcu się ulotni.
Nie ulotnił się - ani po trzecim gotowaniu, ani przez następne dwa dni z mojego mieszkania;-)
Po tym eksperymencie już wiem, że nawet gdybym umierała z głodu, nie skuszę się na mleczaja chrząstkę. Kora z drzew, trawa, torf na pewno smaczniejsze i łatwiejsze do przełknięcia;-)))
Mleczaj chrząstka z małą ilością mleczka?... Moje można było niemal wydoić:-)
Jak napisałam, podczas obgotowywania skurczyły się o 2/3, czyli ilość mleczka wypełniającego owocnik była ogromna. Może dlatego efekt kulinarny był tak drastycznie różny od opisanego przez Jolantę?
#146
od lipca 2007
W wielu atlasach piszą nie o wielokrotnym wstępnym gotowaniu, lecz o smażeniu pokrajanego w plasterki na ostrym ogniu na smalcu lub bezpośrednio na słoninie.
Smażyć też spróbowałam (partia w garnku dopiero zaczynała się gotować) - zapach strasznie ostry, wręcz "palący" nozdrza. Pomyślałam wtedy: "a jednak chyba trzeba wygotować..." :-D
No tak, czas widzę na osobiste sprawdzenie "jak to z chrząstką jest". Przy najbliższej okazji - czyli pewnie w przyszłym sezonie, bo u mnie nie rośnie - spróbuję.
podobnie rozbieżne zdania słyszałam na temat ozorka dębowego (ZANIM był pod ochroną). Znajomy wychwalał, koleżanka sprobowała przyrządzić i stwierdziła z niesmakiem, że "nigdy więcej" - smierdzi okropnie, zjeść się nie da. Tak sugestywnie to przedstawiła, że nigdy nie wyrobiłam sobie własnego zdania na temat "smakowitości tego grzyba" :-)))
Paula !
mam suszonego . może suszony w zupie bedzie ok ?!
#876
od października 2005
Wkradł się tutaj mały błąd.
Paula - to nie tak z tymi chrzastkami. Jolka najpierw je moczy w słonej wodzie i to całą noc. Tak przygotowana chrząstka nadaje się do kuchni. Reszta - jak widziałaś - plastry i na smalec.
Teraz Jolka robi kolejny eksperyment - kisi chrząstkę. Myślę, że już niedługo zda nam relację z jakości smaowych i estetycznych.