Miesiąc temu znalazłem sporego śluzowca. Był jeszcze nie do końca dojrzały, a ja bardzo się śpieszyłem, więc nie było czasu ani na lepsze przyjrzenie się, ani na lepsze zdjęcia. Nie lubię takiego pośpiechu, ale takie życie. Tak na szybko stwierdziłem że może to podobne trochę do Stemonaria..., ale młode toto było jeszcze. No i fragment powędrował sobie do pudełeczka... i tak leżał przez miesiąc. Ciągle nie było czasu żeby obejrzeć zbiory. No i w końcu, kilka dni temu trafiła się wolniejsza chwila... Pogrzebałem więc w pudle ze zbiorami do oznaczenia i akurat wylosowałem ten okaz... Zaglądam do pudełeczka... No i widzę że do Stemonaria to nie jest absolutnie podobne... Szybko więc pod mikroskop... No i najpierw trochę zgłupiałem gdy rzuciłem okiem przy najmniejszym powiększeniu.. Ki diabeł? Zwiększam powiększenie i nagle dojrzałem na włośni charakterystyczne "koszyczki" z zarodnikami... O rany! Toż to Brefeldia maxima!!! Śluzowiec którego bezskutecznie szukałem u siebie od kilku lat!!! Już straciłem nadzieję że go znajdę kiedykolwiek.. A tu taka niespodzianka!
Ale taka też nauczka, nie zakładać z góry że dany okaz to nic ciekawego... bo pozory, a raczej śluzowce mylą ;-) No i jak zawsze konkluzja.. bez mikroskopu ani rusz, każdego trzeba obejrzeć, inaczej bardzo łatwo o pomyłkę.
Ale przede wszystkim jestem na prawdę szczęśliwy.. Pierwszy raz widziałem żywą Brefeldia maxima na własne oczy, no i mam nowy, ciekawy bardzo gatunek do dopisania do listy :-)