Zacznę od największych i najtrudniejszych zdobyczy fotograficznych. Zdjęcia robione nad rzeką Tyne - koło miejscowości Heddon-on-the-Wall (region North-East k. Newcastle pod Szkocją).
Jak się później dowiedziałem od znajomego Anglika zdjęcia zrobiłem nielegalne, gdyż w Anglii wymagana jest licencja na fotografowanie zimorodka - Alcedo atthis.
A wszystko zaczęło się podczas wycieczki na grzyby, gdy zrobiłem sobie przerwę na obiad nad rzeką Tyne i obserwowałem jaskółki w skarpie.
Nagle zauważyłem nad wodą fruwającego jaskrawo-błękitnego ptaszka - taki turkusowy błysk!!!, nie da się tego zapomnieć.
Doszedłem, że to może być zimorodek. Więc to miejsce odwiedzałem mniej więcej co tydzień spędzając ładne kilka godzin, gdyż obiekt arcytrudny do sfocenia amatorskim sprzętem.
Podczas drugiej wizyty miałem zaledwie kilka sekund na focenie, bo na tyle przysiadł na kamieniu.
Po czym szybko znalazł się pod wodą, by po chwili ze swoją zdobyczą (najprawdopodobniej uklejką) udał się na drugi brzeg - to było jego polowanie na ryby.
Moment polowania był niemożliwy do uchwycenia przez mojego cyfraka. Tu trzeba mega szybkiej maszyny min. 8 klatek/sekundę i min. ISO 1600 - wiecie ile taki Canon EOS-1D Mark III kosztuje!!!
Trzecia wizyta - najszczęśliwsza. Wyruszyłem nad rzekę wcześnie, bo o 4-tej nad ranem. Po rozłożeniu sprzętu w nadrzecznych zaroślach (statyw, obiektyw telefoto itp.) siedząc i obserwując rzekę zaroślach widziałem mewy dzikie kaczki, zrobiłem sobie przerwę na śniadanie ok godz. 7-mej. Aż tu nagle, oczom nie wierzę siadły na gałęzi tuż nad moją głową dwa zimorodki. Więc cichutko, dyskretnie i powoli by ich nie spłoszyć odłożyłem kanapki i zacząłem nastawić ostrość aparatu - jest to w zaroślach nie lada sztuką, gdyż przeszkadzały liście, a zimorodki szybko zmieniały gałęzie. Aż wreszcie na gałęzi oddalonej o ok 7 metrów od obiektywu jeden z nich przysiadł na gałęzi i zaczął charakterystycznie pokrzekiwać (mam dokumentację filmową). Stąd moje pierwsze i ostatnie dość ostre fotki - miałem ok. 2 minuty czasu na focenie.
Chwilę później usłyszałem tylko pluśnięcie w wodzie, po czym "wielki łowca ryb" zniknął na kilka godzin.
Później musiałem zmienić miejsce na wyżej położone na skarpie, gdyż miał miejsce dość szybki przypływ wody w rzece z Morza Północnego. Po ok. 1.5 godziny poziom podniósł się o dwa metry.
O godzinie 15-tej znów pojawił na polowaniu co udało mi się nagrać, ale niestety bez momentu zanurzenia w wodę - skurczybyk jest strasznie szybki.
Fotka jak wypatrywał ryby z gałęzi
Po czym udał się na sjestę.
Do godziny 18-tej się już nie pojawił, więc zacząłem szukać w innych miejscach, ale już go nie spotkałem, więc o 21 wróciłem do domu i tak się skończył cudny dzień.
Kolejne już dwie wizyty nie przyniosły sukcesów - nieostre fotki.
Miejsca które szczególnie lubi to konary nadrzeczne czy jeziorne z których wypatruje zdobyczy.
I tak przygoda z zimorodkiem się skończyła. W Polsce nie udało mi się jak dotąd go namierzyć, a szukałem nad Wisłą i Nidą.
Może jak wyskoczę na ryby, to kto wie...
Zimorodek ma piękną angielską nazwę KINGFISHER oddającą świetnie jego tryb życia.
(wypowiedź edytowana przez Grzybiorz 12.lipca.2007)